Nawigacja okruszkowa
Lista artykułów

Rozmowa z Kacprem Żak - zarządzającym w BPS TFI

Kacper Żak jest Zarządzającym subfunduszu BPS Stabilnego Wzrostu.

Grzegorz Zalewski: Zacznijmy od samego początku. Jak zaczęło się Pana zainteresowanie rynkami finansowymi i giełdą?
Kacper Żak: Było to jeszcze w szkole podstawowej.  Panował wtedy powszechny szał inwestycyjny związany z uruchomieniem giełdy w Polsce. O giełdzie głośno zrobiło się przy okazji prywatyzacji Banku Śląskiego. Kiedy usłyszałem jak „łatwo" można zarabiać na akcjach, namówiłem rodziców, żeby założyli rachunek maklerski, wówczas za kieszonkowe kupiłem swoje pierwsze akcje. Niestety, albo chyba na szczęście, bo było to dokładnie sesję przed słynnym krachem w marcu 1994 roku. Była to dla mnie bolesna nauka, ale dzięki niej nabrałem pokory do rynku, a na kolejne lata zyskałem mobilizację do zdobywania wiedzy z zakresu rynków kapitałowych i ekonomii. Uwieńczeniem mojej edukacji były ukończone studia na SGH i zdobyta licencja doradcy inwestycyjnego oraz certyfikat CFA. W międzyczasie stale inwestowałem na giełdzie, a po studiach zdobywałem już doświadczenie zawodowe w firmach inwestycyjnych. Najpierw, jako trader w Nowym Jorku, a potem w biurach maklerskich, funduszach emertytalnych oraz inwestycyjnych w Polsce, jako analityk akcji a potem zarządzający. Przez te kilkanaście lat obserwowałem jak ewaluowały rynki finansowe i metody inwestycyjne, jak silnie rynki giełdowe „skomputeryzowały się" w tym czasie. Warunki osiągnięcia sukcesu w tym zawodzie pozostały jednak niezmienne. Nadal o wynikach decyduje ciężka praca i analiza fundamentów spółek giełdowych oraz otoczenia giełdy.

GZ: Pamięta pan swoje odczucia i emocje tego pierwszego dnia? To musiało być ogromnie demotywujące, wejść na rynek i od razu dostać po głowie?
KŻ: Wtedy sesje odbywały się dwa albo trzy razy w tygodniu. Po pierwszych spadkach uznałem, że za parę dni nastąpi „odbitka" i cierpliwie na to czekałem. Jak się jednak wkrótce okazało akcje nie zawsze odbiją. Na szczęście na tej pierwszej transakcji nie straciłem fortuny, a ponieważ nie miałem zbyt dużych środków to nie byłem też w stanie dokupować akcji uśredniając stratę. Uśrednianie strat to coś, co zwykle robią początkujący gracze giełdowi, niestety często kończy się utratą wszystkich środków. Straciłem wtedy parę przysłowiowych groszy i musiałem sobie odmówić kilku przyjemności z tego tytułu. Jednak sama giełda oraz śledzenie kursów akcji bardzo mi się spodobało i o tamtej pory zacząłem się zajmować rynkiem kapitałowym.

GZ: Proszę opowiedzieć o swoich doświadczeniach zagranicznych. Zwykle ścieżka inwestora w Polsce w latach 90 wyglądała nieco inaczej. Najpierw rynek polski, a dopiero po zdobyciu doświadczenia na zachodzie.
KŻ: Pierwsze kroki stawiałem na polskiej giełdzie, ale można powiedzieć, że wychowałem się na legendzie Wall Street i zawsze marzyłem żeby zobaczyć ten świat na własne oczy.  Dlatego po studiach od razu wyjechałem do USA i postarałem się znaleźć pracę na rynku kapitałowym w Nowym Jorku. Udało mi się trafić do jednej z wielu firm, która zatrudniała proprietary traderów. Praca polegała na handlu akcjami z giełdy nowojorskiej przy zastosowaniu określonych metod handlu i analizy technicznej. Jako początkujący trader przeszedłem ciekawe szkolenia z obrotu akcjami i handlowałem na rachunek firmy. Młodzi traderzy musieli przede wszystkim być aktywni. Aktywni w handlu i poszukiwaniu pomysłów. Podstawową zasadą, której każdy musiał się nauczyć to zawieranie jak największej ilości transakcji przy ponoszeniu jak najmniejszych strat.  Do dziś w swoim podejściu inwestycyjnym staram się trzymać właśnie tej zasady. Jedna transakcja na kilka ma przynieść duży zysk, a pozostałe powinny kończyć się jak najmniejszymi stratami. Nie da się zarobić na wszystkim. Podstawową metodą nie była tam analiza techniczna sensu stricte. Służyła ona jedynie pomocą w identyfikacji trendu. Kluczowe było poszukiwanie papierów z grupy relatywnie nisko- i średnio płynnych, na których od otwarcia sesji pojawiały się zlecenia kupna o takiej wielkości i z taką częstotliwością, że świadczyło to o pojawieniu się na rynku instytucji finansowej. Rolą tradera było wyprzedzenie ruchu instytucji, która z założenia, jeśli wchodzi w rynek jest zdeterminowana żeby pozycję zająć, a niewielkie podbicie ceny jest dla niej mniej istotne. Dla tradera zarobienie kilkunastu centów na pozycji dawało już wymierne efekty. Pracując w Stanach zrozumiałem, że jeśli nauczysz się nie ponosić strat to zyski przychodzą same. Po wygaśnięciu wizy na pobyt w USA wróciłem do Polski.  Dalszy rozwój kariery w kierunku tradingu wymagał opuszczenia Polski na stałe. Ostatecznie postanowiłem kontynuować karierę, jako zarządzający funduszami w Polsce.

GZ: Wrócił Pan do Polski i co dalej?
KŻ: Do Polski wróciłem w 2005 roku i rozpocząłem pracę na rynku kapitałowym. Mój powrót do Polski przypadł na okres hossy. Był to okres zdobywania przeze mnie wiedzy, poznawania nowych sektorów i nowych spółek, które masowo zaczęły pojawiać się wtedy na naszej giełdzie. Pracowałem m.in. jako analityk akcji w mDomu Maklerskim oraz OFE Allianz, a potem, jako zarządzający częścią akcyjną funduszu OFE Warta. W następnych latach zatrudniony byłem na stanowisku zarządzającego portfelami klientów zamożnych w NobleFunds TFI oraz BPS TFI. Obecnie zarządzam częścią akcyjną subfunduszu BPS Stabilnego Wzrostu w BPS TFI wspólnie z panem Tomaszem Sędkowskim.

GZ: Jak wyglądała Pana ewolucja, jeśli chodzi o podejście do handlu z gracza intraday na amerykańskim rynku, do zarządzającego w polskiej instytucji. Co się zmieniło, a jakie techniki przetrwały próbę czasu.
KŻ: Zanim zacząłem samodzielne zarządzanie pracowałem, jako analityk akcji przygotowując rekomendacje kupna/sprzedaży. Nie da się oczywiście porównywać handlu intraday z długoterminowym inwestowaniem. Praca, jako trader była dla mniej doświadczeniem, które uświadomiło mi jak różny przekrój inwestorów funkcjonuje na giełdach. W Polsce traderów intraday na akcjach nie ma zbyt wielu. Większość handlu intraday koncentruje się na kontraktach terminowych. Techniki handlu, które poznałem w USA w większości nie przystają do realiów polskiej giełdy. Nawet na giełdzie amerykańskiej te techniki uległy ogromnym przeobrażeniom. Obecnie handel jest zdominowany przez algorytmy. Zmiany dzieją się na naszych oczach. Osoby, które rozpoczynają dziś przygodę z giełdą chyba nawet nie potrafią sobie wyobrazić, że jeszcze kilkanaście lat temu nie było takiego dostępu do danych, a notowania w pierwszych latach działania polskiej giełdy zapisywało się w zeszycie. Mimo zmian w technologiach, bez zmian pozostaje ludzka psychika i wszelkie psychologiczne aspekty inwestowania. Krótkoterminowe wahania cen akcji na giełdach, okresy przereagowań, od euforii do krachu można wyjaśniać właśnie psychologią i ścieraniem się uczuć chciwości i strachu. Jeśli można wskazać jedną rzecz, którą stosuję do dziś to zasada: ucinaj stratę szybko a zyskom pozwól rosnąć.

GZ: Jaki jest Pana stosunek do analizy fundamentalnej?
KŻ: W inwestowaniu długoterminowym analiza fundamentalna jest w zasadzie jedynym sensownym podejściem, które przynosi najwyższe stopy zwrotu. Nie należy zapominać, że za krótkoterminowymi wahaniami cen giełdowych zawsze na końcu stoi wartość spółki lub jej brak. Wykorzystując metody techniczne i tradingowe można poprawiać stopę zwrotu funduszu, ale tylko dobór spółek, które charakteryzują się silnymi fundamentami pozwalają osiągać powtarzalne zyski w długim terminie.  Ceny akcji zawsze dążą do swojej wartości godziwej. Jeśli biznes spółki przynosi rosnące zyski to ceny ich akcji będą prędzej czy później ustalały się na coraz wyższych poziomach. Jeśli natomiast akcje danej spółki rosną, ale jej biznes jest w stagnacji, to prędzej czy później rynek powie sprawdzam i takie akcje mogą być z dnia na dzień nic nie warte. Analiza fundamentalna pozwala unikać takich spółek, a wybierać te najlepsze.

GZ: Rozumiem jednak, że od czasu do czasu zerka pan na wykresy i formacje techniczne?
KŻ: Zgadza się. Analiza techniczna pozwala mi oceniać panujące trendy na różnych rynkach: walutowym, surowcowym itd. Przynosi również pozytywne rezultaty w przypadku płynnych akcji. Jeśli mam jakąś opinię nt. akcji, które są płynne, czyli akcji spółek, o których wiedza jest powszechna, to rzadko „ustawiam" się na takich akcjach wbrew trendowi. W przypadku spółek mniej płynnych sytuacja jest inna. Nawet, jeśli wskazania analizy technicznej dają określone sygnały, to należy mieć na uwadze, że sygnały techniczne nierzadko bywają zanegowane i wówczas należy dany papier opuścić. Zatem na spółkach małych i średnich decydującym czynnikiem w podejmowaniu decyzji inwestycyjnej pozostaje analiza fundamentalna.

GZ: Gdyby miał Pan opowiedzieć o najtrudniejszym momencie w swojej karierze, co by to było?
KŻ: Oczywiście momenty słabości zdarzają się każdemu. Rynek potrafi zachowywać się wbrew oczekiwaniom. Kluczowe jest, zatem zarządzanie ryzykiem pozycji. Nie można być zbyt zachłannym i czasami trzeba zamknąć pozycję ze stratą. Najważniejsze, żeby te trudne decyzje podejmować jak najszybciej. Pamiętam kilka sesji, w trakcie, których karnet zleceń był w zasadzie pusty i nawet chęć zamknięcia pozycji zmuszała do sprzedawania „na minus" 20%. Wtedy pojawia się uczucie bezradności. Tak było np. w momencie pojawienia się informacji o znacjonalizowaniu części środków z OFE.

GZ: Z drugiej strony – pamięta Pan jakąś wyjątkowo udaną transakcję, analizę?
CŻ: Tych na szczęście było wiele. Zdarzały się akcje, które przynosiły po kilkaset procent zysków. Największą sztuką, oprócz znalezienia spółek, które rosną, jest utrzymanie ich w portfelu jak najdłużej.  W takich przypadkach stosuję kompilację analizy fundamentalnej i technicznej. Kupuję akcje spółek o wzrostowym biznesie, a w portfelu trzymam je tak długo, dopóki nie pojawiają się silne sygnały podażowe. Szybko rosnące akcje mają, bowiem tendencję do przekraczania swoich wycen godziwych. Dzięki takiemu podejściu wiele razy udało mi się wytrzymać praktycznie cały ruch wzrostowy.

GZ: Dla zawodowców na rynku jedną z najtrudniejszych rzeczy jest mierzenie się z własnymi emocjami. Zarówno w konsekwencji niepowodzeń, jak i zbyt dobrych wyników. W jaki sposób radzi Pan sobie ze swoimi słabościami?
KŻ: To prawda, panowanie nad emocjami jest jednym z ważniejszych aspektów pracy zarządzającego. Emocje są czynnikiem, którego nie da się całkowicie wyeliminować z procesu podejmowania decyzji, ale można go w znacznym stopniu ograniczyć. Podstawowym elementem zarządzania ryzykiem jest limit zajmowanej pozycji. Przy uwzględnieniu zmienności i płynności danego instrumentu pozycja nie powinna przekroczyć wielkości, która zagrażałaby rentowności całego portfela. Oprócz wielkości pozycji, definiuje się poziom wyjścia z danej pozycji w przypadku realizacji scenariusza negatywnego, czyli poziom stop loss. W zarządzaniu funduszem kieruję się również zasadą polegającą na tym, że jeśli zajmuję jakąś większą pozycję przynajmniej na średni termin, np. kilkunastu tygodni, to w miarę możliwości buduję ją stopniowo, kupując w ciągu kilku sesji, a nie w jednym posunięciu. To samo dotyczy okresów euforii. Czasami nie jest istotne, aby w krótkim terminie zarobić ile się da, ale żeby zarabiać stabilnie, w powtarzalny sposób. Stąd zarządzanie pozycją, w długim terminie przynosi owoce zarówno w okresach spadków jak i wzrostów.

GZ: Mija pierwsza połowa roku (2016). Jakie są Pana oczekiwania, co do koniunktury w drugiej połowie. Na rynku polskim oraz rynkach światowych?
KŻ: W pierwszej połowie 2016 rynek zdecydowanie nie rozpieszczał polskich inwestorów.  WIG, po osiągnięciu dołka przy około 42 000 punktów, odbił w lutym i marcu o blisko 20%, ale już ostatnie trzy miesiące to systematyczne osuwanie się rynku. Najgorszą informacją jest jednak fakt, że polski rynek zachowuje się tak słabo na tle mocnych rynków rozwiniętych i odbijających rynków rozwijających się. Wydaje się, że o słabym zachowaniu naszej giełdy zadecydowały ryzyka polityczno-gospodarcze. Myślę, że podstawowym ryzykiem, które jest „rozgrywane" jest kwestia przewalutowania CHF i jego kosztu dla sektora bankowego. Poprzez ucieczkę z polskiego rynku inwestorzy wyrażają opinię, że scenariusz obłożenia kosztami przewalutowania banków w kwotach przekraczających nawet 40 mld złotych staje się coraz bardziej prawdopodobny. Drugim czynnikiem, jest potencjalna konsolidacja OFE w jeden podmiot, który rynek odczytuje jako potencjalną podaż akcji w kolejnych kilku latach. Według mnie oba te scenariusze są skrajnie pesymistyczne. Przewalutowanie CHF na skalę ponad 40 mld złotych jest mało prawdopodobne. Uważam, że prawdopodobnie banki zapłacą za spready i w jakimś stopniu będą musiały wspomóc najbiedniejszych, którzy nie są w stanie regulować zobowiązań.  Skończy się to raczej kilkunastoma mld strat, a to już powód do odreagowania na giełdzie. Jeśli chodzi o OFE, to nie spodziewam się gwałtownego wzrostu podaży akcji, nawet gdyby OFE skonsolidowano. Po pierwsze, dlatego, że od ewentualnej decyzji do połączenia upłynęłoby pewnie kilka lat.  Podsumowując, solidny wzrost gospodarczy oczekiwany dla Polski i uniknięcie czarnego scenariusza związanego z CHF i OFE w połączeniu z miękkim lądowaniem Chin i ożywieniem na rynku surowcowym powinny być wystarczającym paliwem do wzrostów w perspektywie następnych 1,5-2 lat.

GZ: Ostatnie pytanie, – w jaki sposób próbowałby Pan przekonać zwykłych ludzi do inwestowania w fundusze. Nie jest z tym w Polsce najlepiej.
KŻ: Ludzie mają tendencję do inwestowania na giełdzie zazwyczaj w okresach po kilkunastoprocentowych wzrostach. W ostatnich kwartałach podstawowe indeksy traciły na wartości, ale tak naprawdę było to wynikiem spadku akcji z trzech sektorów: bankowym, energetycznym i wydobywczym. Pozostałe sektory rosły nawet kilkadziesiąt procent w ostatnich dwóch latach, co świadczy o zdrowych podstawach całej gospodarki. Posługując się wskaźnikiem Cena do Wartości księgowej (P/BV), poziomy, na których znajduje się obecnie nasz rynek to okolice 1.0. Jest to poziom, z którego historycznie rozpoczynały się hossy w Polsce. Początkowi hossy zawsze towarzyszyło zniechęcenie i negatywne nastroje, z czym mamy do czynienia w ostatnich kwartałach. Z drugiej strony otoczenie rekordowo niskich stóp procentowych to czas idealny dla rozwoju hossy. Warto stopniowo zacząć inwestować w fundusze, gdyż ceny akcji nigdy nie spadają na długo poniżej swojej wartości księgowej. Zwykle są handlowane w przedziale 1.5-2.0, a to daje nawet 100 procentowy potencjał zysków od teraz. Dla osób, które są bardziej wrażliwe na ryzyko polecałbym powierzenie swoich oszczędności w funduszach stabilnego wzrostu. Są one mniej ryzykowne, charakteryzują się bardziej stabilną stopą zwrotu, a jednocześnie pozwalają zarobić więcej niż na lokatach bankowych.

Autor: BPS TFI
powrót
Widok zawartości stron

Informacja o ryzyku:

Inwestowanie w tytuły uczestnictwa wiąże się z ryzykiem inwestycyjnym, nie daje gwarancji zysku i może wiązać się z poniesieniem strat wskutek spadku wycen tytułów uczestnictwa. Inwestycje w tytuły uczestnictwa funduszu nie są zobowiązaniem oraz nie są gwarantowane, a jednostki uczestnictwa funduszy nie są depozytem bankowym i istnieje możliwość utraty zainwestowanego kapitału. Wyniki inwestycyjne funduszy osiągane w przeszłości nie są gwarancją osiągnięcia takich samych lub podobnych wyników w przyszłości. Wartość inwestycji (wycena tytułów uczestnictwa) może rosnąć lub maleć, a w określonych okolicznościach zbywalność jednostek uczestnictwa funduszy może być ograniczona lub wyłączona. Środki zainwestowane w tytuły uczestnictwa nie są objęte ustawowym systemem gwarantowania. Pełna informacja dotycząca wysokości opłat bieżących pobieranych przez TFI z tytułu posiadania, zamiany lub umorzenia jednostek uczestnictwa funduszy, a także informacje o rodzaju i istocie ryzyka związanego z inwestowaniem w tytuły uczestnictwa zawarte są we właściwej karcie funduszu, prospekcie informacyjnym, kluczowych Informacjach dla inwestorów lub publicznym dokumencie informacyjnym, które DM BOŚ S.A. udostępnia na stronie internetowej www.bossafund.pl

Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.

Prezentowane powyżej wiadomości i analizy (dalej: Komentarze) zostały przygotowane przez DM BOŚ S.A. lub towarzystwa funduszy inwestycyjnych z którymi DM BOŚ S.A. zawarł umowę o dystrybucję jednostek uczestnictwa.

Komentarze mają charakter reklamowy i promocyjny oraz nie stanowią oferty w rozumieniu ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny.

Niniejsze Komentarze opublikowane zostały wyłącznie w celach informacyjnych i nie stanowią porady inwestycyjnej, doradztwa inwestycyjnego w rozumieniu art. 76 Ustawy o obrocie instrumentami finansowymi ani rekomendacji do dokonania lub powstrzymania się od dokonania jakiejkolwiek inwestycji w tytuły uczestnictwa. Komentarze są publikacją handlową w rozumieniu przepisów „Rozporządzenia delegowanego Komisji (UE) 2017/565 z dnia 25 kwietnia 2016 r. uzupełniającego dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/65/UE w odniesieniu do wymogów organizacyjnych i warunków prowadzenia działalności przez firmy inwestycyjne oraz pojęć zdefiniowanych na potrzeby tej dyrektywy”.

Komentarze, w tym wszelkie opinie, prognozy, kalkulacje i szacunki w nich zawarte są wyłącznie wyrazem wiedzy i poglądów autora według stanu na dzień sporządzenia i nie stanowią podstawy do zawarcia jakiejkolwiek umowy lub powstania jakiegokolwiek zobowiązania po stronie DM BOŚ S.A. lub danego towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Przedstawione w Komentarzach informacje finansowe są wynikiem inwestycyjnym osiągniętym w konkretnym okresie historycznym i nie stanowią gwarancji osiągnięcia takich samych lub podobnych wyników w przyszłości. Informacje zawarte w Komentarzach mogą stanowić stwierdzenia dotyczące przyszłości. Stwierdzenia takie mogą być identyfikowane poprzez użycie określeń dotyczących przyszłości, takich jak np. „może”, „będzie”, „spodziewa się”, „jest oczekiwany”, „powinno”, „przewiduje się”, „uważać”, „sądzić”, „zakłada się”, a także ich zaprzeczeń, ich odmian lub zbliżonych terminów. Stwierdzenia dotyczące przyszłości wiążą się z szeregiem znanych i nieznanych ryzyk, niepewności oraz innych czynników, które mogą wpłynąć na wyniki, poziom działalności, osiągane cele funduszu i spowodować, że będą one istotnie różne od zakładanych przyszłych wyników.

Z zastrzeżeniem obowiązujących przepisów prawa, DM BOŚ S.A. lub dane towarzystwo funduszy inwestycyjnych nie jest zobowiązany do aktualizowania ani weryfikowania jakichkolwiek stwierdzeń dotyczących przyszłości, które mogą być zawarte w danym Komentarzu w przypadku wystąpienia jakichkolwiek przyszłych zdarzeń, powzięcia nowych informacji czy wystąpienia jakichkolwiek innych okoliczności.

DM BOŚ S.A. lub dane towarzystwo funduszy inwestycyjnych, którego materiał został opublikowany w serwisie bossafund.pl nie ponoszą odpowiedzialności za działania lub zaniechania klienta lub innego inwestora podjęte na podstawie Komentarzy ani za szkody poniesione w wyniku tych decyzji inwestycyjnych, skutki finansowe i niefinansowe powstałe w wyniku wykorzystania Komentarzy lub zawartych w nich informacji.

Widok zawartości stron

Biuletyn o funduszach Bossafund
wyszukaj fundusz